wtorek, 30 marca 2010

Szok:P (Szok szok)

(rysunek-cartoon autorstwa Małgorzaty "Luszki" Szok-Ciechackiej, www.szok-art.blogspot.com)
Dostałam info z linkiem i otwieram i....
Luszka.. oniemiałam. to naprawdę ja??!

poniedziałek, 29 marca 2010

szczelina istnienia?


Absurd,
coś nowego,
coś innego,
coś niecodziennego
lezy na wolności przestrzeni
za pustego domu duszy oknem
palce bezradnie wiszą
w powietrzu smutku.
paręnaście centymetrów
od wielkiego otwarcia.

piątek, 26 marca 2010

tam bym chciała być


Ech tam bym chciała być, z pędzlem, sama, szukająca dziecka w sobie i radości. Czyli w Krainie Czarów:)
Młodszy bibliotekarz ma racje:) Czerwona Królowa istnieje naprawdę i zatruwa myśli:P

czwartek, 25 marca 2010

Babel, czyli tygiel myśli



oj, za duzo myśli sie kotłuje..:)

deep borderline




Nieraz chcemy czegoś dosięgnąć, a nie możemy. Możemy jedynie patrzeć jak przez szybę i próbować sięgnąć wzrokiem.. Mozna pomarzyć, w końcu marzenia są gratis heh

Haiku

Basho:

tą drogą
nikt nie idzie
tego jesiennego wieczoru

Wyjątkowo dziś cytuję haiku czyli krótką formę literacką rodem z Japonii, próbującą uchwycić sedno natury..
Nie od dziś wiem, że w fotografii wolę puste przestrzenie, abstrakcje, momenty, w których zatrzyma sie czas. To własnie widze w fotografii japońskiej i fotografii Josefa Koudelki. Fotografie Koudelki z cyklu Chaos i Piedmont wywierają takie wrażenie, jakby w tych przestrzeniach nie było nigdy ludzi. Zachwycają równiez formą i wyczuciem kompozycyjnym.
Pusta przestrzeń, brak ludzi i czyste skupienie i czysty umysł

poniedziałek, 22 marca 2010


***
Ma historia bólem sie zaczyna.
Spojrzenie: tak, tak,
Jestem przytomna.
Ból szeleści,
Pisze na cielesnym pergaminie
Mówi o czymś, czego sie nie chciało.
***
Drugie płuco sie buntuje.
Nie chce pracować za dwóch,
Chce odpocząć,
Napić piwa,
Pograć w zycia kostki
----
Historia 3 ostatnich lat.. Jeszcze nie ten czas, by napisać, ze ma historia kończy się "żyła długo i szczęśliwie"(oczywiście to tzw zarcik z tych typowych zakończeń znanych bajek heh). Często sie czuję staro i cięzko by móc wreszcie wybuchnąć mym dawnym głośnym agnieszkowym śmiechem. Cierpliwie na to czekam i robię wszystko, by napisać ze szczerym smiechem : "wreszcie happy end:P"
i wiem, że bedzie ten happy end:) z turlaniem sie po podłodze jak zwykłam to robić dawniej.

piątek, 19 marca 2010

twórcze szamotaniny


Fragment rozmowy Jakuba Banasiaka z Piotrem Janasem z ksiązki autorstwa Jakuba Banasiaka "Zmęczeni rzeczywistością":
---
Piotr Janas: Marzę o tym, jednak nigdy nie mam gotowego masterplanu, według którego robię to, co robię. To raczej rodzaj pracy z obrazem, która wymaga cierpliwości i często trwa bardzo długo: wyciąganie kolejnych rzeczy nie wiadomo skad, jakiś asocjacji, następnych rzeczy, które w końcu budują obraz. Ale nigdy nie jest to gotowy plan.
Jakub Banasiak: Ile czasu powstaje jeden obraz?
Piotr Janas: Maksymalnie parę lat, ale zazwyczaj duzo krócej.
Jakub Banasiak: I to jest stała metoda pracy - impuls, a potem grzebanie w tym, co juz powstało, i znowu grzebanie?
Piotr Janas: Tak, najtrudniej jest zacząć. Postawienie na płótnie pierwszego śladu wymaga dużego wysiłku.
Jakub Banasiak: Paralizuje Cię białe płótno [śmiech]?
Piotr Janas: Nie, przeciwnie, ono mi sie strasznie podoba. Boję, ze je zepsuję. A potem juz idzie, raz szybciej, raz wolniej.
---
i kolejny fragment rozmowy tego samego autora z innym artystą Przemysławem Mateckim:
---
Jakub Banasiak: Ile czasu powstaje taki "wielokrotnie malowany" obraz?
Przemysław Matecki: Nawet pięć, sześć miesięcy. Tyle, ze ja najpierw maluję jeden osobny obraz, konczę go i potem znowu go maluję, i znowu, i znowu.
Jakub Banasiak: I w pewnym momencie, po wielokrotnym przemalowywaniu, dochodzisz do wniosku, ze obraz jest skończony?
Przemysław Matecki: One nigdy nie będą skończone.
Jakub Banasiak: Tymczasem one wyglądają, jakby były malowane na jednym posiedzeniu.
Przemysław Matecki: Z tym, ze tych posiedzeń jest wiele, jeden obraz jest malowany na drugim.(...)
Jakub Banasiak: Dlaczego kończysz malować akurat w takim a nie innym momencie?
Przemysław Matecki: Kończy sie po prostu faza, pojawiają sie nowe, ciekawsze pomysły
---
No właśnie, faza, nieskończoność, pierwsze pociągnięcie pędzla..
Można mieć mnóstwo wspaniałych pomysłów, ale najtrudniej zacząć i sie skupić.. To skupienie uwagi, odcięcie sie od wszystkiego wokół itp itp. Tao sztuki, szukanie swoistego absolutu i ideału oraz wyrzucenie na płótno własnych durnych wątpliwości
Tak zwana twórcza szamotanina sie kłania:)

coś norweskiego







środa, 17 marca 2010

Gra wyobraźni

***
Na wąskich ulicach pamięci
Białe gitary grają
Fadiczną nostalgiczną nutę.
Saudade szepcze:
Cicho
Cicho
To tylko nieustanny sen wyobraźni,
Inemuri niepamięci.
***
Chciałabym kiedyś zobaczyć i.. usłyszeć Lizbonę. Przede wszystkim muzykę fado. Głosy fado daja wrazenie wiecznej wędrówki, wiecznej tęsknoty i wiecznego niespełnienia.
Dosłownie to słowo mozna przetłumaczyć jako "los", "fatum", ale odzwierciedla ono typowy charakter Portugalczyków. A słowo saudade nie ma dokładnego opowiednika w innych językach, oznacza bowiem równocześnie tęsknotę, nostalgię, melancholię, smutek, poczucie samotności i żal za czymś lub kimś utraconym. Po prostu: ból duszy.
Przypomnę, ze najsławniejszą pieśniarką fado była Amalia Rodriguez, która mowiła, że fado wyrasta z ludzi. Obecnie pieśniarkami fado są miedzy innymi Misia, Mariza, Cristina Branco.
Fado jest czymś podobnym do joiku Saamów, ale bardziej tęskne i bardziej smutne.
Oczywiście, by pojąć sedno, trzeba sporo przeżyć;)
I dodam jeszcze, nie potrzeba rozumieć słów. Wystarczy usłyszeć głos po swojemu, wystarczy się wczuć. Nawet całkowita cisza w uszach przynosi swoistą muzykę. Oliver Sacks w "Muzykofilii" opisuje, ze ludzie nieraz wyraźnie słyszą muzykę, słyszą melodię, a okazuje się, ze to wrażenie wywołał ich mózg, bowiem muzyki de facto nie było.
Na koniec odsyłam do linka do filmu Stefana Themersona "The Eye and Ear" - gry plastyki z muzyką, a dokładniej abstrakcji z rytmicznością
Wystarczy gra z wyobraźnią..

wtorek, 16 marca 2010

Moje Kautokeino

***

Tęsknoty sznur
Za norweskim Kautokeino
Coraz silniej oplata
Zmęczoną duszę.
Cisza kiwa zachęcająco palcem,
Wyciąga woreczek pierścieni z klejnotami,
W których odbija się
Każde północne wspomnienie.

***

Kazdy ma swoje własne Kautokeino marzeń.
Na dworcu poczekalnia
Pełna niecierpliwych marzeń
Nerwowo trzymających plecak,
Szczoteczke i paste do zębów.
Mijają godziny, dni , lata
Pociąg reality sie opóźnia.

***

Jestem na nieistniejącej stacji o nazwie Kautokeino.
W dłoni zmięty bilet.
Czytam księgę kolejnej podrozy.
Moze to Kautokeino mych marzeń,
Srebra mych myśli,
Klejnotów pragnień,
Piasku łez,
Kropel smutku
Moze to kres mej dziwnej dusz podrozy.



Jak dam radę zeskanować, to wkleje kiedyś parę zdjęć z Norwegii, zwłaszcza niektóre krajobrazy i te momenty, które we mnie zostały. Skąd to Kautokeino? W rzeczywistości Kautokeino jest bardzo małym miasteczkiem na południu Finnmarku (krainy Lapończyków inaczej Saamów), takim wkroczeniem w świat Saamów. Z Kautokeino jedzie się na Karasjok, gdzie sie znajduje parlament Saamski. W Kautokeino widziałam galerię sztuki Saamów, rękodzielnictwo itp.
Tak naprawdę spędziłam w Kautokeino parę godzin, ale pod wpływem pewnego snu wiele miesięcy później , to miasteczko stało sie symbolem mojej własnej Norwegii.
Wiem, wiem, nudze juz. wszyscy znają tą moją obsesję norweską:)

my birds, silence birds, soul birds




***

Przez ciszę od urodzenia
przebija sie głos Bjork.
Nie rozumiem słów.
Nie chcę.
Przy zamkniętych oczach
Chcę czuć duszy głos.


W sobotę na zajęciach fotografii usłyszałam po latach głos Sussan Deyhim ze znanej pracy irańskiej artystki Shirin Neshat "Turbulent". Odsyłam do mych Favourities z boku, tam jest link do filmu video Turbulent, jak ktoś chce zobaczyć.
Pamietam siebie sprzed siedmiu lat, z zamkniętymi oczyma słuchającą tego głosu. Ten głos do dzis w sobie słyszę.
To coś podobnego jak tzw saudade, czyli nostalgia w duszy wyrażana po portugalsku w muzyce fado. Nie potrzeba rozumieć słów, wystarczy czuć siłę głosu.

piątek, 12 marca 2010

shot Rodos


Stare dzieje



stare dzieje, jak to kiedyś sie siedziało obok kogoś w milczeniu i wystarczyła jedynie wzajemna obecność.. fajne uczucie:)

"pomiedzy"


Z jednej strony jest świat słyszących, w którym trzeba sobie poradzić w sytuacjach zyciowych, bo otacza na codzień, a z drugiej strony nieco hermetyczny świat społeczności Głuchych.

Osoba zyjąca "pomiędzy"z reguły nie umie się odnaleźć w zadnym z tych światów. Wydaje mi się, że bez identyfikacji, słabszej lub silniejszej z daną grupa społeczną, człowiek nie może egzystować. Osoba zyjąca pomiędzy dwoma światami zawsze będzie próbowała wejść do któregoś ze światów, lub przynajmniej się silniej związać z jednym z nich. Wówczas tzw. przybrana tożsamość społeczna, pozwala okreslić samego siebie. Zycie całkowicie pomiędzy dwoma światami nie jest mozliwe. Totez grupa odrzuconych przez oba światy, próbuje stworzyc swe własne małe grupy znajomych i przyjaciół. Oczywiście grupa taka oparta jest tylko na więziach nieformalnych. Nie ma tez tutaj niepisanych zasad i savoir vivre'u jak w świecie Głuchych. Identyfikacja społeczna nie jest zbyt silna i nie ma solidnej podstawy kulturowej bądź nawet języka. Nacisk jest kładziony, intuicyjnie, na "wędrówkę" między dwoma światami.

Osobie zyjącej pomiędzy dwoma światami pozostaje właściwie droga rozwoju tozsamości jednostkowej, czyli inaczej mówiąc; bycie głuchym na swój wlasny sposób.
A fotografia-kolaz powstała zupełnie przypadkowo, inne były założenia tej pracy. Ogladając drugi raz, zrozumiałam, ze wyraziłam dokładnie swoje odczucia bycia pomiędzy.
Zreszta kazdy ma prawo interpretować inaczej:)

środa, 10 marca 2010

kiedyś, jakiś czas temu..




19 styczeń 1989:

"Dziś są moje urodziny. Cała klasa mi zyczyła wszystkiego najlepszego itd. Wzięłam ze sobą cukierki grylaszowe. W szkole je rozdałam na języku polskim. Mama z tatą mi złozyli zyczenia. A, zapomniałam powiedzieć, co mi wczoraj jeszcze tata przywiózł. 2 bloki bakaliowe, 3 słoiki kremu czekoladowego, a mama kupiła na dzisiejszy poczęstunek tort czekoladowy i lody Cassate. Pysznota, mniam mniam!"

27 styczeń 1989:

"Ale przed kolezankami lubię udawać wampirzycę.Kiedyś nastraszyłam Kaśkę, że przyjdę do niej w nocy przez okno jako wampir. Ubrana w czarny płaszcz, włosy stojące, zęby-kły, nos potwora, odstające uszy. Na to Kaśka mówiła ze strachem :och nie, och nie.
Teraz mam co chwila przykrości z powodu już duzych piersi, a to juz chłopcy zauwazają.Mam takze miesiączkę. Muszę kłaść watę. Jestem na tzw progu dojrzałości, brak mi tylko coitus ( stosunka płciowego)"

październik 1990:
"Mam nadzieję, że pójdzie mi jako tako.Nadal tryskam humorem.Niedawno wymyśliłam sobie słowo, które, nie wiem, co oznacza: bekwaczek. Jakieś dziwne słowo wleciało do mej głowy i wycielało (wyleciało!) jako słowo i litery. Miło się je wymawia i być moze dlatego je wymyśliłam"

28 listopad 1990:

"Moim ideałem chłopca, towarzysza mego zycia, jest człowiek zywy, energiczny, umiejący sie cieszyć zyciem. Bez nałogów (picie i palenie), potrafiący mi pomóc, dodac otuchy, oczywiście kulturalny, szanujący i uznający pozycję kobiety w społeczeństwie i w rodzinie.Impulsywny tak jak ja, mający w sobie urok i tzw gwałtowną ekspresję. Trudno mi będzie znaleźć choc w wiekszości bliskiego memu ideałowi, człowieka. Moze trafię na niego."

***
i tak dalej i tak dalej. Dacie wiarę, ze w tamtych czasach żarłam czekolade, mimo ze do dziś jestem alergiczką na czekoladę?
Sięgnęłam po te stare pamiętniki. I nawet dziś mi sie je czyta dziwnie. Jęczę: o boshe, o maj god, jezusie, jaka byłam infantylna i dziecinna i chichoczę, jak trafię na fragmenty dotyczące mych kumpli z czasów podstawówki. Fajne to były czasy..


wtorek, 9 marca 2010

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło:)







na wszystko trza czasu, na tę dawną sowkotkę tez. Pisząc ten blog, odreagowywuję. Wiem, że on jest na razie taki melancholiczny, smutny itepe.
Ale to tylko taki okres. Zresztą juz mówiłam, że jak komuś na mnie zależy, to przeczeka wszystko:)
Ta jedna fotografia mnie rozbawiła, ta z tą niby lodową strzałką. Swoisty "drogowskaz",że mam tam gdzieś iść.heh gdyby ktoś zobaczył na własne oczy to miejsce to ten drogowskaz by brzmiał w dosłownym znaczeniu, ze mam lecieć w głąb rzeki:) ani mi sie to śni:) nie powaliło mnie do tego stopnia:) chyba tam byłoby zbyt nudno, brak plenerów, brak cytrynówki, brak niektórych ludzi heh syrenka to ja nie jestem:P

poniedziałek, 8 marca 2010

Sopotbird

Ciekawe, co on/ona myślał/a patrząc po ptasiemu w obiektyw..

Z przymrużeniem oka









***

Czy warto sie tak męczyć
Dla głupiej piękności?
Mówiąc szczerze,
Nie wiem.
Jednak wieloletnie kompleksy
Nieustannie odpychają
Od bladozielonych drzwi wyzwolenia,
Za którymi stoi manekin,
Można powiedzieć,
Marilyn Monroe, Jane Birkin.
Rzecz jasna, manekin złudzeń.

(zawsze mi sie podobała Jane Birkin w filmie "Gdyby Don Juan był kobietą". Zresztą kogo by nie wciągnęła legenda jej i Serge Gainsbourga:))

Shot Paris
















niedziela, 7 marca 2010

Island of Colour Blind


Wyspa ślepych na kolory.. Co by było, gdybym straciła widzenie kolorów?
W ten weekend w sopockiej Bookarni (w przerwie tenisowego Pucharu Davisa Polska - Finlandia, meczu niestety przez Polskę przegranego) dorwałam książkę Olivera Sacksa "Antropolog na Marsie". Co niektórzy z mych przyjaciół i znajomych znają inną pozycję Sacksa "Zobaczyć głos", w której Sacks opisuje głuchą społeczność najwazniejszego Uniwersytetu dla Głuchych na świecie, Uniwersytetu Gallaudeta w Waszyngtonie, w Stanach. Kiedys do tego tematu wrócę, przecież w końcu sama jestem niesłysząca. Ale to po kolei, nie wszystko na raz:)
No i się rozsiadłam w powrotnym PKS relacji Gdynia-Zakopane i zaczęłam czytać tego "Antropologa"..
update:
W ksiazce został opisany przypadek malarza, który stracił wskutek wypadku widzenie kolorów. Czern i biel była jego rzeczywistością, znajdowała sie wokół i przez 24 godziny na dobę. Nawet urządził swój pokoj w szarościach, by pokazać otoczeniu specyfike jego nowego widzenia. Doświadczał bowiem szarości specyficznej.
Oczywiście dopadła go twórcza depresja, zdał sobie sprawę, że stracił cała pamięć i wewnętrzną wiedzę o kolorze. Zaczął malować czarnobiałe obrazy, zaczął rzeźbić, innymi słowy przestał mysleć o kolorze. Po jakimś czasie okazało sie, że malarz zaakceptował swoje nowe widzenie. Stwierdził, ze widzi w bardziej wyrafinowany sposób, że widzi świat czystej formy, nie zakłócony kolorami. Że zyskał zupełnie inne widzenie i bogatsze od tego, co miał i ze odkrył całkiem nowe aspekty zycia twórczego.
Co ciekawe, za jakiś czas dostał propozycję odzyskania widzenia kolorów w pewnym stopniu.I co sie okazało? Odmówił stwierdzając, że powrót kolorów zakłóciłby mu całą harmonię jego nowego świata. Cały jego mózg i organizm oraz neurologiczne aspekty całkowicie sie przystosowały do nowej sytuacji.
Być moze dlatego ja nie chcę implantu. Oczywiście nie jestem kimś, kto stracił słuch w dorosłosci lub dzieciństwie i posiada jeszcze wewnętrzną pamięć słuchu. Nie słyszę od urodzenia, przez aparat docieraja do mnie odgłosy z otoczenia, ale juz bardzo wysokie i wysokie tony giną. I jednak nie tęsknię za czymś, czego nie doznałam nigdy. Obawiam sie, ze byłabym mocno zmęczona pracą mego mózgu, który by musiał sie "nauczyć" nowych dzwięków, odbieranych za pomocą implantu. Nie chce mi się:)
Inni ludzie by takich jak ja wyśmiali itp, próbowali przymuszać itp. Ale czy tak naprawdę brak słuchu to tragedia?:)

Marzenie o Clotho


Marzenie o Clotho się spełniło. Clotho to rzezba Camille Claudel. Skąd to marzenie i skąd osoba Camille? Od lat, właściwie od liceum, kiedy dostałam pierwszy album o tworczości fransukiego rzezbiarza Augusta Rodina, osobowość jego kochanki i niedocenianej rzezbiarki francuskiej Camille wywarła na mnie ogromny wpływ. Wtedy wydawało mi sie to bardzo romantyczne i przygodowe, ale dzis rozumiem ogromny ból i wpływ późniejszej umysłowej choroby Camille. Ze wszystkich jej dzieł największe wrazenie wywarła na mnie rzezba Clotho - starej pomarszczonej kobiety. Nawet nie wiem dlaczego. W pewnym sensie zostałam zahipnotyzowana siłą tej pracy. Tak przy okazji, czemu sie wstydzimy mówić o starości..? Starość jest piękna. Jak widzę swoją mamę i jej dotknięte czasem ciało to nadal uważam, że jest ona piękna. Piękna przez doświadczenie. Młode, gładkie ciało jest nudne, nie tchnie mądrością. Nawet w rysunku czy w malarstwie nie zawsze się takie młode ciało sprawdza jako obiekt obrazu. Nawiasem mówiąc staram sie zdobyć esej Simone de Beauvoir o starości, może kiedyś go zdobędę. To nie tak, że im jestem starsza to ogarnia mnie nostalgia czy poczucie wieku. Po prostu starość jest dla mnie piękna. Banalne słowo, ale oddające wszystko.Wiele razy obserwuję starszych ludzi, zapomnianych przez obecny kult młodości.
No i zobaczyłam Clotho w Paryżu w Musee de Rodin i szkic do tej pracy w Musee d'Orsay. W końcu poczułam magię tej rzezby.

Weltschmerc


***

Cierpię na długi weltschmerc.
Szukam ludzi szczęśliwych.
Pewnie tacy są,
Tylko ich nie widać.
Tylko ich nie słychać.
Ja tylko czasem,
Raz na miesiąc,
Raz na rok
Szczęśliwa bywam.
Gram w kulki ze szczęściem.
I nazywam szczęściem
Złudną sekunde radości.


***

Czuje smak upływu czasu.
Podtrzymywanie rozmowy
To fizyczny ból.
Wole milczeć
w abstrakcyjnej uczuć masce.


czwartek, 4 marca 2010

to, co silnie pamiętam







Mała dziewczynka
gdzieś tam,
na pewnym dworcu,
w poczekalni.
blond spojrzenie,
niewidzące wokół.
w oczach mały plastikowy miś,
kolorowa reka..
pełno oczu naokoło,
a ona ta mała dziewczynka
i jej własny na oko sześcioletni świat
owinięty kocem
pełny amuletów i zabawek
zamyka się we własnym kręgu
obcym oczom umknięty.


Ta dziewczynka tkwi we mnie od wielu lat, jest wyrazem mojej nieustannej tęsknoty za odrealnionym rokiem życia w Norwegii i nie chce puścić. Fotografie są stare, źle zrobione, ale budza nieustanne wspomnienia. Wracałam wtedy do Polski obładowana walizami i z przyjacielem pod ręką od bagaży:). Mieliśmy dużo czasu do odjazdu międzynarodowego autobusu i siedzielismy w poczekalni obserwując ludzi. W pewnym momencie zauwazyliśmy matkę z córką. Matka nie przyciągnęła uwagi, zwyczajna kobieta, jakich wiele wokół.
Za to córka, jak w wierszu, na podłodze na dworcu, stworzyła swój własny świat kredek, misia, kosza z róznymi zabawkami, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Fascynujący spektakl trwał około godziny. Po nim pozostało jedynie 5 fotografii. Czasem żałuję, że jeszcze wtedy nie fotografia nie stała sie moim drugim światem, bo z pewnościa by było więcej fotografii lepiej zrobionych. Ale to przeszłość, cieszę sie tym, co mi zostało.



Dziś ta dziewczynka to niespełnione moje "ja"..



środa, 3 marca 2010

me ok, me ok, me ok itp itp





ironiczne "me ok" kryje wszystko:)

***

Głowa lalki przenika na wskroś
Bielą maski.
Ułożone z białych liter
Hasło me ok
Drży stalową ironią
Głupio mądrego losu.

to, co nieosiągalne









zawsze takiego błysku, iskry szukałam i nadal szukam. Tego czegoś, czego nie możemy uchwycic namacalnie. Możemy jedynie przeczuć i dotknąć intuicją.
Urywek z dziennika japonskiego fotografa Daido Moriyamy "Memories of a dog":

"I am sometimes seized by the illusion that I have stepped foot in the world of Hagiwara Sakutaro's prose poem "Cat town". It is , in Sakutaro's words, "shadow-play town projected on the screen of a magic lantern"."

W skrócie mozna przetłumaczyć jako wrażenie bycia w świecie wiersza Sakutary pt: "Kocie miasto". Kocie miasto jest miastem cieni wyświetlanym na wielkim ekranie magicznej latarni.
Noc wyzwala emocje, wyzwala strach, wyzwala poczucie braku stabilności i ukryte lęki.